–To przyrodnicza masakra – ekolodzy alarmują o wycince drzew wzdłuż rzeki Bug. Straż Graniczna tłumaczy to „właściwym utrzymaniem pasa drogi granicznej”.
Jeszcze nie tak dawno informowaliśmy o kolczastym drucie na Bugu, który był śmiertelną pułapką dla gatunków wielu zwierząt, a teraz podobny los spotyka drzewa wzdłuż granicy.
– Pod koniec listopada natknęliśmy się na pryzmy drewna przy rzece Bug w miejscowości Jabłeczna (gmina Sławatycze - przyp. red.) – mówi Paweł Jowik z Federacji Arborystów Polskich. – Wygląda to jak całkowite czyszczenie terenu, bo drzewa, również te stare, są wyrywane z korzeniami – opisuje ekolog.
Znalazł dwie wielkie pryzmy drewna szerokości 40 metrów. – Przecież tam są siedliska gatunków ściśle chronionych czy zagrożonych wyginięciem. To przyrodnicza masakra. A odbudowanie tego zajmie przynajmniej 150 lat – uważa. Przypomina też, że to obszary zarówno Natury 2000, jak i Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery UNESCO „Polesie Zachodnie”. – Z tego co zdążyłem ustalić, znacząco zniszczone zostały łęgi wierzbowe, topolowe, olszowe i jesionowe oraz ziołorośla nadrzeczne. Poza tym, wycięcie wiekowych wierzb spowodowało zniszczenie stanowisk porostu – odnożycy jesionowej, która w Polsce podlega ścisłej ochronie gatunkowe – zwraca uwagę Jowik.
Na tym nie koniec, bo stare drzewa są często siedliskami lęgowymi dzięciołów. – Nie wykluczamy skierowania sprawy do prokuratury – zapowiada członek Federacji Arborystów Polskich, która zajmuje się ochroną drzew.
Wójt nadbużańskiej gminy Sławatycze niewiele mówi o sprawie. – To działania Straży Granicznej. Wycinki dokonywane są przeważnie na działkach prywatnych. Nasza jest tylko jedna działka, z której sprzątnęliśmy wycięte krzaki – odpowiada Arkadiusz Misztal, odsyłając nas do Straży Granicznej.
– Aktualnie na odcinku granicy polsko – białoruskiej, w tym również w rejonie gminy Sławatycze prowadzone są prace związane z właściwym utrzymaniem pasa drogi granicznej – tłumaczy Dariusz Sienicki, rzecznik prasowy Komendanta Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej. – Wynikają one wprost z ustawy o ochronie granicy państwowej z dnia 12 października 1990 roku i są prowadzone w taki sposób, aby zgodnie z ustawą „zapewnić widoczność linii granicy państwowej i znaków granicznych” – dodaje rzecznik. Ile drzew pójdzie pod topór, tego Straż Graniczna nie wie.
Ustawa wskazuje też, że to „właściciele i użytkownicy gruntów i lasów (…) są obowiązani do oczyszczania, odpłatnie na warunkach uzgodnionych z właściwymi organami Straży Granicznej, tych gruntów i lasów z drzew i krzewów oraz innych zarośli na szerokość ustaloną w umowach międzynarodowych zawartych przez Rzeczpospolitą Polską”. Jeśli się z tego nie wywiązują, wtedy to Straż Graniczna zleca to zadanie innym podmiotom. A koszty z tym związane pochodzą z puli zaplanowanej na funkcjonowanie SG.